Anne:
Heh, młodzież arystokratyczna.-pomyślałam patrząc na gości na bankiecie księżniczki. Zachowują się jak by byli elitą tego świata, a w sumie czyżby nie byli? Już w pierwszych minutach bankietu spostrzegłam ,że księżniczka i inni otaczający ją młodzi błękitno krwiści do wszystkich podchodzą z wyraźną wyższością i nie wielu traktują poważnie. Choćby sama księżniczka, obserwuję ją na polecenie Stowarzyszenia Rebeliantów, bawi się osobami z niższego szczebla hierarchii jakby oni byli tylko marionetkami. Tak samo traktuje służbę zaczynam myśleć ,że ci młodzi mają jakieś dodatkowe talenty. A powodów ku temu miałam co najmniej tysiąc. Zauważyłam, że te małolaty (no błagam żadne nie ma więcej jak 20 lat...) potrafią nakłonić kogokolwiek by zrobił to co oni chcą, potrafią manipulować przyrodą a nie którzy np.sama księżniczka uczuciami ale tylko niższych ras czyli ich dary nie działają na ich rasę...Boże co będzie gdy oni będą mieć po kilka tysięcy?! Wtedy nie będzie ratunku dla świata. Trzeba przeszkodzić ich starczyźnie w poszerzaniu i tak już gigantycznych 2 cesarstw. Wtopiłam się w tłum służebny by móc dowiedzieć się czegoś przydatnego.
Scarlet:
Patrzyłam z obrzydzeniem na to co podała mi służba.
-Co to do cholery ma być?-spytałam kelnerki, która musiała być nowa. Mulatka spojrzała na mnie a potem na to coś.
-Yyy jak sądzę sandacz z majonezem...-powiedziała.
-No właśnie. Ile można wam powtarzać ,że ja nie jadam ryb?! Zabierz to natychmiast.-powiedziałam tonem nie znającym sprzeciwu. -A mi przynieś homara w majonezie i połóż na moim talerzu. A po za tym jedzenie ma być podane za dwie godziny.-dodałam odchodząc. Goście mieli przybyć za jakieś pół godziny a służba nadal we wszystkim się myliła...Jasny gwint!. A ja jeszcze muszę iść się przebrać i umalować i uczesać. Poszłam do mojego pokoju. Wyjęłam z szafy śliczną lekko błyszczącą krótką czerwoną sukienkę. Szybko ją ubrałam. Założyłam równie czerwone szpilki i zajęłam się make-up-em. Podkreśliłam oczy czarną kredką i wy tuszowałam na czarno moje długie rzęsy. Usta pomalowałam czerwoną szminką. W momencie gdy założyłam "tapetę" usłyszałam pukanie do mojego pokoju.
-Proszę-powiedziałam męcząc się z ułożeniem fryzury. Do środka weszła moja matka.
-Na Lunę! Ptysiu ale pięknie wyglądasz.-powiedziała od razu pomagając mi z ułożeniem moich włosów.
-Dziękuję.-odparłam patrząc w lustrze jak w mgnieniu oka moje włosy układają się w idealne fale.
-Jeszcze jednego szczegółu brakuje...
-Tak?-odwróciłam się do rodzicielki -Czego?-spytałam z szokowana. Wyjęła za pleców cudny srebny diadem który od 16 urodzin nosiły następczynie tronu po za tym diadem miał diamenty które miały po 20 karatów.
-Mianowicie tego.-odparła z uśmiechem zakładając go na moją głowę. Spojrzałam w lustro. O matko! On idealnie pasował do mojej kreacji.
-Scarlet pamiętasz gdy spędzaliśmy wakacje na północy?-spytała wyciągając temat nie wiadomo skąd.
-Nie. A powinnam je może pamiętać?-odpowiedziałam pytająco unosząc brew.
-Właśnie przybyli pewni nie spodziewani goście...-zaczęła
-Nie no nie mogę. Co za tupet wpraszać się na czyjeś urodziny...-mruknęłam
-Jest to rodzina cesarska z północy...ta u której kiedyś często gościliśmy, pamiętasz jak bawiłaś się z księciem Renierdem...Teraz pamiętasz?-dokończyła.
-Nie.-odparłam mimo ,że aż za dobrze pamiętałam Rena i to jak gonił mnie trzymając obrzydliwą ośmiornice. K***a miałam nadzieję ,że nigdy go już nie zobaczę.
-Choć przywitasz ich.-powiedziała otwierając drzwi. Gdy stałam z matką na szczycie schodów usłyszałam fragment rozmowy ojca i przybyłych.
-O widzę, że Renierder wyrósł na naprawdę silnego i przystojnego chłopaka.-to był mój ojciec.
-Nie da się ukryć, Vincencie. Jestem pewien ,że Scarlet także wypiękniała jeszcze bardziej i nabyła siły.-odparli razem cesarz i cesarzowa północy. Weszłam tuż za matką. Gdy tylko nas zauważyli wykrzyknęli na powitanie.
-Deyne..Jak miło znów cię widzieć.-podeszła do mojej matki kobieta na oko w tym samym wieku o czerwonych włosach i uścisnęły się. -A ta piękna młoda dama to zapewne księżniczka Scarlet.-dodała gdy skończyły się witać.
-Na Lunę! Ostatni raz gdy cię widzieliśmy to byłaś taka mała.- powiedział równie wysoki jak mój ojciec mężczyzna z czarnymi jak pióra kruka włosami pokazując dłonią jakiś z metr od podłogi. Bez emocji lekko uniosłam kąciki ust.
-Najlepsze życzenia w dniu urodzin księżniczko Scarlet.-powiedział milczący do tej pory chłopak. Spojrzałam na niego, gdy podawał mi prezent. Wysoki, no wyższy od mnie o głowę, szczupły, ale widać mięśnie pewnie coś trenuje, włosy miał długie i trochę ciemniejsze od moich. Takie piaskowe, rysy twarzy typowo męskie, oczy zielone jak szmaragdy...w oczy rzucił mi się też ledwo widoczny z spod eleganckiej koszulki tatuaż. Trzymajcie mnie to jest Ren?! O matko!!! Nie powiem tego nigdy głośno ale niezłe z niego ciacho.
-Dziękuję, Ren.-odparłam biorąc od niego prezent.
-Chociaż jedna normalna ,która nie nazywa mnie Renierder..-uśmiechnął się zawadiacko.
Heh, młodzież arystokratyczna.-pomyślałam patrząc na gości na bankiecie księżniczki. Zachowują się jak by byli elitą tego świata, a w sumie czyżby nie byli? Już w pierwszych minutach bankietu spostrzegłam ,że księżniczka i inni otaczający ją młodzi błękitno krwiści do wszystkich podchodzą z wyraźną wyższością i nie wielu traktują poważnie. Choćby sama księżniczka, obserwuję ją na polecenie Stowarzyszenia Rebeliantów, bawi się osobami z niższego szczebla hierarchii jakby oni byli tylko marionetkami. Tak samo traktuje służbę zaczynam myśleć ,że ci młodzi mają jakieś dodatkowe talenty. A powodów ku temu miałam co najmniej tysiąc. Zauważyłam, że te małolaty (no błagam żadne nie ma więcej jak 20 lat...) potrafią nakłonić kogokolwiek by zrobił to co oni chcą, potrafią manipulować przyrodą a nie którzy np.sama księżniczka uczuciami ale tylko niższych ras czyli ich dary nie działają na ich rasę...Boże co będzie gdy oni będą mieć po kilka tysięcy?! Wtedy nie będzie ratunku dla świata. Trzeba przeszkodzić ich starczyźnie w poszerzaniu i tak już gigantycznych 2 cesarstw. Wtopiłam się w tłum służebny by móc dowiedzieć się czegoś przydatnego.
Scarlet:
Patrzyłam z obrzydzeniem na to co podała mi służba.
-Co to do cholery ma być?-spytałam kelnerki, która musiała być nowa. Mulatka spojrzała na mnie a potem na to coś.
-Yyy jak sądzę sandacz z majonezem...-powiedziała.
-No właśnie. Ile można wam powtarzać ,że ja nie jadam ryb?! Zabierz to natychmiast.-powiedziałam tonem nie znającym sprzeciwu. -A mi przynieś homara w majonezie i połóż na moim talerzu. A po za tym jedzenie ma być podane za dwie godziny.-dodałam odchodząc. Goście mieli przybyć za jakieś pół godziny a służba nadal we wszystkim się myliła...Jasny gwint!. A ja jeszcze muszę iść się przebrać i umalować i uczesać. Poszłam do mojego pokoju. Wyjęłam z szafy śliczną lekko błyszczącą krótką czerwoną sukienkę. Szybko ją ubrałam. Założyłam równie czerwone szpilki i zajęłam się make-up-em. Podkreśliłam oczy czarną kredką i wy tuszowałam na czarno moje długie rzęsy. Usta pomalowałam czerwoną szminką. W momencie gdy założyłam "tapetę" usłyszałam pukanie do mojego pokoju.
-Proszę-powiedziałam męcząc się z ułożeniem fryzury. Do środka weszła moja matka.
-Na Lunę! Ptysiu ale pięknie wyglądasz.-powiedziała od razu pomagając mi z ułożeniem moich włosów.
-Dziękuję.-odparłam patrząc w lustrze jak w mgnieniu oka moje włosy układają się w idealne fale.
-Jeszcze jednego szczegółu brakuje...
-Tak?-odwróciłam się do rodzicielki -Czego?-spytałam z szokowana. Wyjęła za pleców cudny srebny diadem który od 16 urodzin nosiły następczynie tronu po za tym diadem miał diamenty które miały po 20 karatów.
-Mianowicie tego.-odparła z uśmiechem zakładając go na moją głowę. Spojrzałam w lustro. O matko! On idealnie pasował do mojej kreacji.
-Scarlet pamiętasz gdy spędzaliśmy wakacje na północy?-spytała wyciągając temat nie wiadomo skąd.
-Nie. A powinnam je może pamiętać?-odpowiedziałam pytająco unosząc brew.
-Właśnie przybyli pewni nie spodziewani goście...-zaczęła
-Nie no nie mogę. Co za tupet wpraszać się na czyjeś urodziny...-mruknęłam
-Jest to rodzina cesarska z północy...ta u której kiedyś często gościliśmy, pamiętasz jak bawiłaś się z księciem Renierdem...Teraz pamiętasz?-dokończyła.
-Nie.-odparłam mimo ,że aż za dobrze pamiętałam Rena i to jak gonił mnie trzymając obrzydliwą ośmiornice. K***a miałam nadzieję ,że nigdy go już nie zobaczę.
-Choć przywitasz ich.-powiedziała otwierając drzwi. Gdy stałam z matką na szczycie schodów usłyszałam fragment rozmowy ojca i przybyłych.
-O widzę, że Renierder wyrósł na naprawdę silnego i przystojnego chłopaka.-to był mój ojciec.
-Nie da się ukryć, Vincencie. Jestem pewien ,że Scarlet także wypiękniała jeszcze bardziej i nabyła siły.-odparli razem cesarz i cesarzowa północy. Weszłam tuż za matką. Gdy tylko nas zauważyli wykrzyknęli na powitanie.
-Deyne..Jak miło znów cię widzieć.-podeszła do mojej matki kobieta na oko w tym samym wieku o czerwonych włosach i uścisnęły się. -A ta piękna młoda dama to zapewne księżniczka Scarlet.-dodała gdy skończyły się witać.
-Na Lunę! Ostatni raz gdy cię widzieliśmy to byłaś taka mała.- powiedział równie wysoki jak mój ojciec mężczyzna z czarnymi jak pióra kruka włosami pokazując dłonią jakiś z metr od podłogi. Bez emocji lekko uniosłam kąciki ust.
-Najlepsze życzenia w dniu urodzin księżniczko Scarlet.-powiedział milczący do tej pory chłopak. Spojrzałam na niego, gdy podawał mi prezent. Wysoki, no wyższy od mnie o głowę, szczupły, ale widać mięśnie pewnie coś trenuje, włosy miał długie i trochę ciemniejsze od moich. Takie piaskowe, rysy twarzy typowo męskie, oczy zielone jak szmaragdy...w oczy rzucił mi się też ledwo widoczny z spod eleganckiej koszulki tatuaż. Trzymajcie mnie to jest Ren?! O matko!!! Nie powiem tego nigdy głośno ale niezłe z niego ciacho.
-Dziękuję, Ren.-odparłam biorąc od niego prezent.
-Chociaż jedna normalna ,która nie nazywa mnie Renierder..-uśmiechnął się zawadiacko.